Własna woda - czyli wiercenie studni
Niedawno obok mojego pieca pojawiła się studnia głębinowa. Udało mi się wywiercić ją samodzielniel i chciałbym podzielić się z Wami moimi doświadczeniami. Ponieważ relacja odbiega od tematyki portalu i nie każdy czytelnik będzie nią zaintersowany - postanowiłem umieścić wpis na Forum.
Czy warto budować studnię?
Własne ujęcie wody daje poczucie bezpieczeństwa, szczególnie w tak niepewnych czasach jak obecnie.
Nie musimy się też przejmować zakazami podlewania, wprowadzanymi coraz częściej w okresie suszy. Za ich łamanie grożą wysokie kary. Zakazy dotyczą tylko korzystania z wodociągu. Jeśli mamy własną studnię - możemy podlewać i napełniać basen bez żadnych konsekwencji.
Ostatni, lecz bardzo istotny argument to niższe rachunki za wodę. Szczególnie, że zapowiadane są podwyżki.
Jeśli do wykonania studni wynajmiemy firmę wiertniczą, a później zapłacimy jeszcze hydraulikowi za przyłącze, to koszt będzie duży. W Krakowie, po kontakcie z kilkoma firmami kazano mi się przygotować na wydatek co najmniej 15000 zł, lub więcej - zależnie od głębokości.
Na szczęście Tata był hydraulikiem, a ja, mimo że wybrałem inny zawód, wiele razy miałem okazję mu pomagać i trochę się na tym znam.
Podjąłem więc decyzję o budowie wiertnicy. W przypadku jednego odwiertu byłoby całkowicie nieuzasadnione ekonomicznie, lecz w gronie rodziny i znajomych znalazłem wielu chętnych na własną studnię. Na koniec będzie jeszcze można sprzedać maszynę.
Dodatkowo cały proces budowy urządzenia i wykonania studni był filmowany. Powstało ponad 40 GB materiałów video. Zostaną one wykorzystane w ramach dużego projektu edukacyjnego, o którym dowiecie się niebawem.
Podsumowując, zbudowanie wiertnicy zajmie wiele czasu, ale wyjdę na tym na plus.
Kilka słów na temat maszyny.
Jest to wiertnica udarowa - mówiąc ściśle wciągarka studzienna, napędzana silnikiem elektrycznym lub spalinowym (zamiana silników trwa ok. pół godziny). Nie ma tu świdra, a narzędzia (dłuto, szlamówka klapowa) są opuszczane do otworu na linie. Dawniej metoda ta była szeroko stosowana. Obecnie została wyparta przez bardziej wydajne metody obrotowe. Do jej wad można zaliczyć dłuższy czas wykonania odwiertu, lecz ja nie zamierzam wiercić zawodowo. Zaletą jest brak konieczności stosowania bentonitów lub polimerów - co przekłada się na większą wydajność i trwałość studni.
Projekt maszyny powstał w darmowym programie LibreCad. Konstrukcja była spawana TIGiem i elektrodą.
Szkielet maszyny
Za materiały użyte do budowy wiertnicy zapłaciłem ok. 2600 zł. Silników nie liczę, ponieważ elektryczny miałem w garażu a spalinowy pożyczyłem z odśnieżarki.
Sama wiertnica, bez osprzętu waży 150 kg i po złożeniu mogę ją przewozić w bagażniku samochodu kombi. Jedynie górna połówka masztu wymaga przewożenia na bagażniku dachowym. Rozłożenie i przygotowanie do pracy zajmuje 20 minut.
Wiertnica złożona
Konfiguracja z silnikiem elektrycznym
Dodatkowym wyposażeniem są mała i duża szlamówka klapowa, oraz 50-kilogramowe dłuto, zakończone ostrzami z wysokogatunkowej stali.
Podczas wiercenia otworu wykorzystuje się jeszcze rury osłonowe. Zdecydowałem się na stalowe o średnicy 133 mm i grubości ścianki 4,5 mm. Kupiłem prawie 20 m takich rur w odcinkach 1,5 metrowych. Za całość zapłaciłem ok. 750 zł - czyli trochę powyżej ceny złomu.
Wiercenie
Maszyna gotowa do pracy - zaczynamy.
Po uruchomieniu wiertnica wymagała jedynie drobnych poprawek, regulacji i od razu przyszło jej się zmierzyć z naprawdę trudnym profilem geologicznym. Pracując na napędzie elektrycznym przez 4 dni walczyła bardzo dzielnie, przebijając kilkunastometrową warstwę gliny. Zapewne dałoby się wiercić szybciej, ale operator miał zerowe doświadczenie :)
W końcu dotarliśmy do warstwy wodonośnej.
Zakończenie wiercenia - krajobraz po bitwie.
Umieściłem w otworze rury studzienne fi 110mm, zakończone filtrem. Zapiąłem do masztu wciągarkę łańcuchową i wyjąłem rury osłonowe. Zasypałem dół otworu żwirem, a resztę uzupełniłem gliną, odcinając dostęp wód powierzchniowych.
Głębokość studni wynosi 15m a jej wydajność to ok 800 litrów na godzinę. Nie jest to może bardzo dużo, ale do moich potrzeb całkowicie wystarczy. Trzeba też wziąć pod uwagę fakt, że niedaleko znajdują się głębokie, bardzo wydajne studnie, które powodują powstawanie leja depresyjnego.
Poza tym, była moja pierwsza studnia i być może podczas jej budowy popełniłem jakieś błędy, generalnie jednak jestem bardzo zadowolony.
Teraz już wiecie dlaczego prace nad elektrofiltrem zeszły na dalszy plan :) W chwili obecnej mam już więcej czasu i mogę do tego wrócić.
- Zaloguj się lub zarejestruj aby dodawać komentarze
Skąd wiedziałeś że w miejscu…
Skąd wiedziałeś że w miejscu wiercenia będzie żyła wodna? Korzystałeś z usług różdżkarza?
Maszyna wyglada super - ale…
Maszyna wyglada super - ale... to jest droga przez męke taka szlamówka - zabawy od cholery a jak sie trafi na głaz/kamień to juz po zabawie.
Ciekawe na jakie źródło trafiłeś bo u mnie wiercili juz dwie takie studnie na 30m i to prawdziwym sprzętem i żadna studnia się nie udała bo się okazało że poniżej 5m pod gliną są tylko iły i mady i nie ma wody więc to co wywiercili na 30m to tak naprawde sie woda zlewała z 5m na 30 i wracała rurą... dlatego wybawieniem była zwykla studnia kręgowa.
Różdżkarz to mit - uwierze że do kilku metrów jest w stanie coś wyłapać ale nie 15 czy więcej... bo to już ściema. U mnie dopiero badanie elektroporowe pokazało przekrój terenu na 100m w głąb - ale koszt takiego badania to tysiak ;( jednak warto go wydać niż wiercić tam gdzie nic nie ma... i tracić czas i kase.
Co do rur osłonowych to przy glinie ich nie potrzeba - bardziej tam gdzie są sypkie piaszczyste grunty.
Jesli masz faktycznie wydajność 800 litrów na godzine to naprawde super - do podlewania czy mycia auta/kostki aż nadto (do domowego uzytku juz powinno być ponad 2000l/h) - i oby to nie były jedynie uwięzione wody gruntowe które za chwile sie wyczerpią
Zanim podjąłem decyzję o…
Zanim podjąłem decyzję o budowie wiertnicy obejrzałem na Youtube wiele filmów o samodzielnym wierceniu studni. Zwykle przy pomocy malutkiej szlamówki z allegro. Wyciągało się ją ręcznie i zgadzam się, to jest droga przez mękę, w dodatku bardzo często kończąca się niepowodzeniem. Takim sposobem uda się wywiercić studnię tylko w wyjątkowo sprzyjających warunkach geologicznych, Jeśli trafimy na glinę - postęp będzie mikroskopijny, a większy kamień kończy całą akcję. Niektórzy próbują taki kamień wyciągać dziwnymi wynalazkami.
Profesjonalne wiercenie metodą udarową wygląda zupełnie inaczej. Korzystałem tu z doświadczeń brytyjskiej firmy Dando - renomowanego producenta wiertnic udarowych. Rur osłonowych używa się standardowo, nawet w glinie ponieważ otwór wraz ze wzrostem głębokości naturalnie się poszerza, co znacznie spowalnia prace.
Szlamówka służy przede wszystkim do wyciągania urobku. Można się przy jej pomocy zagłębiać, ale tylko w sprzyjających warunkach. Pracę w trudnym gruncie wykonuje dłuto, Nie bawimy się w wyciąganie kamieni, po prostu je rozbijamy energią uderzenia. U mnie dłuto waży 50 kg i jest zakończone ostrzami z resora kolejowego. Gdy spada z wysokości kilku metrów to się ziemia wokół trzęsie. Rozwala wszystko co napotka na drodze. Dando ma 250 kilogramowe dłuta, więc mam świadomość, że moja maszyna nie dorównuje tym profesjonalnym. Jednak w porównaniu z ręcznym wierceniem zapewnia znacznie większy komfort pracy i wydajność. Szlamówkę trzykrotnie cięższą niż te dostępne na Allegro wyciąga z szybkością 1,3 metra na sekundę.
Oczywiście metodą płuczkową wierci się szybciej, jednak zaletą wiercenia udarowego jest to, że dokładnie poznajemy przekrój geologiczny gruntu na podstawie tego co znajduje się w szlamówce. Nie sposób przeoczyć warstwy wodonośnej (u mnie najpierw pojawił się piasek, potem pospółka i żwir). Wykonywane w ten sposób studnie mają też większą wydajność i trwałość, ponieważ wiercimy bez użycia bentonitów i polimerów.
800 litrów na godzinę całkowicie mi wystarcza. Studnia będzie wykorzystywana do podlewania ogrodu, napełniania basenu i jako źródło wody pitnej w sytuacjach kryzysowych. Badań jeszcze nie przeprowadzałem, ale woda jest klarowna, choć występuje w niej żelazo (łatwe do odfiltrowania).
Roan - nie ma czegoś takiego jak żyły wodne - są pokłady wodonośne. Warstwy żwiru i piasku nasączone wodą. Przynajmniej tak twierdzi współczesna geologia. Ja korzystałem z map hydrogeologicznych dla Krakowa i okolic, dostępnych bezpłatnie w Internecie. Nigdy bym nie wpuścił czarodzieja z różdżką na moją działkę. Słyszałem, że obecnie różdżkarze biorą za usługę 500 nawet 1000 zł. W zamian oferują "gwarancję wody" lub zwrot pieniędzy. Niestety gdy otwór w miejscu wskaznaym przez różdżki i wahadełka okaże się suchy, firma wiertnicza już Ci pieniędzy nie zwróci.
Osobiście zdecydowanie odradzam, ale jeśli masz inne zdanie na ten temat różdżkarzy, to szanuję to. Każdy ma prawo decydować na co wydaje ciężko zarobione pieniądze.
Bardzo fajna maszyna,…
Bardzo fajna maszyna, idealna na takie hobbystyczne wiercenie/kopanie :) Trzeba trafić też z terenem, u mnie było ciężko. Sam pomysł posiadania swojego ujęcia wody w dzisiejszych czasach naprawdę trafny. W moim przypadku nie miałem warunków technicznych na przyłączenie się do wodociągu więc wybór był jasny :) Oprócz tego że nie płacę teraz za wodę, to w porze suszy, kiedy w wodociągach zmniejszają ciśnienie, podlewam sobie ogród, napełniam basen i udostępniam ujście sąsiadom do podlewania. Oczywiście trzeba było ponieść duże koszty kopania, ale uważam że warto, tym bardziej że u mnie temat był problematyczny więc powinno to kosztować relatywnie mniej :)
Pierwsze podejście, firma z ogłoszenia, przyjechali powiercili pół dnia i stwierdzili że się poddają bo tu same piachy i im się zasypuje ciągle. Jeszcze zostawili mi dziurę do zakopania...
Podejście drugie, firma z okolicy, na parkingu pod biedronką numer spisany z samochodu :) Paaanie, jeszcze się nie zdarzyło żebyśmy wody nie znaleźli :) Pochodzili z różdżką, wytypowali miejsce i wjechali sprzętem. Miało być zrobione w dwa dni, prosta sprawa, ale wyszło trochę inaczej. Przez piasek przeszli, później trochę cięższy grunt i pojawiła się woda na kilkunastu metrach, ale to źródło podskórne, nie nadające się. Jadą dalej, trafili na kurzawkę - jest to drobny luźny piasek który się obsypywał i uniemożliwiał dalsze wykopy... ale ekipa się nie poddaje. Zapodali specjalną chemię/cement do utwardzenia tej warstwy i udało się posunąć dalej. Ale passa nie trwała długo, bo napotkali warstwę skalną, i chyba nawet uszkodzili wiertło. Po 8 czy 9 dniach walki, udało się, WODA !!! Pobojowisko jakie po sobie zostawili można było adaptować na bagna albo moczary ^^. Woda stała tak długo na działce że w "stawiku" zalęgły się żaby :)
Ale podsumowując, udało im się, źródło bardzo wydajne, woda czysta, po przebadaniu sklasyfikowana na zdatną do picia bez oczyszczenia :) Lustro wody na kilkunastu metrach, a sama studnia na ""28"" metrach :)) (Studnie wiercone to te do 30 metrów, powyżej to już studnie głębinowe które trzeba zgłosić do opodatkowania i założenia licznika... oczywiście te zgłoszone w gminie, ja musiałem bo potrzebowałem do pozwolenia na budowę).
powiem tak - że bez wody ani…
powiem tak - że bez wody ani rusz więc nawet te pobojowiska co zostawiają to jest nic i bezcenne wzamian za wode, u mnie przy metodzie płukanej musiałem wykopać dól na wode na 2 kubiki i to co w nim zostało ani wypompować ani zasypać bo się nie da... - ale wszsytko na nic bo niestety jak juz wspominalem dwa odwierty na 30 i na 45m w dwóch miejscach kicha. A sami szukali swoimi różdżkami... o tyle dobrze ze nic za to nie płaciłem bo była gwarancja wody albo 0 kasy.
Co do tych 30m to musze Cie zmartwić bo wszyscy którzy w mojej okolicy mają takie studnie to dziwnym trafem akurat i to dosłownie wszyscy maja 30m... dlaczego ? bo tak jak pisałeś formalnie bez zgłaszania jest te 30m (oczywiście powyzej i tak nikt nie zgłasza ;) ) ale jakby kończyli na np 15m tam gdzie jest woda to jaki by mieli z tego interes... więc walą ścieme że na 28m woda - po prostu wszędzie wiercą na okolo 30m aby zarobic maksa w ramach przepisów...
Rzeczywiście niezły bałagan…
Rzeczywiście niezły bałagan. Najważniejsze że praca wykonana solidnie. Teren zawsze można wyrównać, posiać trawę i przynajmniej mamy czym ją podlewać. Wychodzi na to że u mnie było czyściutko, mimo niewielkiej ilości miejsca. Jedynie maszyna się trochę ubrudziła. Urobek wprost ze szlamówki trafiał na taczki i był wywożony na sąsiednią działkę.
Jak dla mnie, wiercenie tej studni było bardzo ciekawym doświadczeniem życiowym. Niewątpliwie stresującym, gdyż mogłem liczyć jedynie na siebie. Zarejestrowałem się wprawdzie na facebookowych grupach studniarskich, lecz jedyną pomocą jaką tam uzyskałem były prywatne wiadomości w stylu "Podaj lokalizację. Przyjedziemy, wywiercimy, dogadamy się co do ceny". Cieszę się, że na piecchlebowy.pl jest inaczej - choć wiem, że ostatnio zaniedbywałem tę stronę.
Pamiętam, jak na głębokości ok 4 metrów trafiłem na wodę podskórną, która powoli zalewała mi otwór. Szlamówka w trakcie pracy z łatwością ją usuwała. Gdy przebiłem się przez glinę i dotarłem do warstwy wodonośnej coś tam na dole się zakotłowało. Świecąc w otwór latarką obserwowałem jak poziom wody idzie w górę. To były nerwowe chwile, bo miałem świadomość że samowypływy czasem się zdarzają. Na szczęście woda się zatrzymała, ale od tej pory przy pomocy szlamówki nie byłem w stanie jej wypompować.
Na wiosnę wiercę kolejną studnię u siostry, następnie wypożyczam maszynę i znów będzie miała okazję powalczyć - tym razem z silnikiem spalinowym.